jak pech to pech!!
Rano wyruszyliśmy do Melbourne czarne chmury wisiały nad miastem wiec postanowiliśmy mimo braku pieniędzy wypożyczyć łańcuchy do Esmeraldy za czterdzieści dol.. Jechaliśmy przez góry i jechaliśmy i konca widać nie było kreta wąska droga na około gór…nuda aż tu zza drzewa wyskoczyly nam na droge kangury!! Żywe ale zdążyliśmy zahamować. W koncu po chyba 3 godzinach wyjechaliśmy z gór oddaliśmy łańcuchy w miejscu gdzie psy dumami szczekaja i … hamują. Masakra pan polecił nam miejscowe na obiad. Na zupę czekaliśmy godzine ale była na prawde pyszna. Pojechaliśmy dalej w kierunku Melbourne zostało już tylko 400km . a tym czasem wycieraczka zaczeła skrzypieć i nagle odpadła znaczy urwała się i opadła na szybę boczną !!! haha dodam że ciagle padał deszcz i nagle zaczeła się lać na mnie woda z dachy okazało się ze w dachu dziura jest i woda lecieć będzie aż nie skończy padać. Oczywiście padało całą drogę .. wiec łapałam wode w kubki rozkładałam gazety żeby nas nie zalało..kupa śmiechu była tylko kierowca się nie smiał i nawet się nie odzywał tak się wkur.. jesteśmy jesteśmy Melbourne Melbourne YHA nawet karte czlonkowską sobie zrobiliśmy o północy poszliśmy na mecz Brazylia-portugalia(0:0) i ze śmiechem na buzi wrociłam do hotelu żeby opisać dzień dzisiejszy bo był na prawde ubaw po pachi